Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wiesław Cisek. Chłopak z Albigowej, wychowanek Resovii, grał z Domarskim i Bońkiem

Redakcja
Wiesław Cisek odsłużył wojsko na boisku w Legii Warszawa. Na drugim planie inny legionista Dariusz Wdowczyk, także reprezentant Polski
Wiesław Cisek odsłużył wojsko na boisku w Legii Warszawa. Na drugim planie inny legionista Dariusz Wdowczyk, także reprezentant Polski Archiwum Wiesława Ciska
Na początku lat 80. chciało go pół ekstraklasy. Spędził tam długie lata, występował w polskiej reprezentacji, posmakował gry w Niemczech. Historia Wiesława Ciska.

Meczów w reprezentacji uzbierał 12. Najmilej wspomina potyczkę z Rumunią w Izraelu (2:2, 1988 rok). Wszedł w 30. minucie.

- Przegrywaliśmy 0:2, trafiłem dwa razy, więc było się z czego cieszyć. Wszystkie mecze w kadrze zaliczyłem u trenera Wojciecha Łazarka, który miał ciekawą, wesołą osobowość - wspomina wychowanek Resovii.

Zdarzył się też mecz, po którym bał się wychodzić na ulicę. Mowa o „słynnym” 0:9 Widzewa Łódź w rewanżowym, pucharowym starciu z Eintrachtem Frankfurt (w Łodzi było 2:2).

[cyt-]Żartowano, że 09 to kierunkowy do Łodzi. Na szczęście zaraz graliśmy z Legią. Janusz Wójcik, trener „wojskowych”, łaskawie, pół żartem - pół serio, zaproponował nam remis. Powiedzieliśmy: „Takiego!”. Wygraliśmy i kibice z czasem odpuścili nam blamaż z Niemiec [/cyt]
- uśmiecha się nasz rozmówca.

W ostatniej chwili

Który chłopak zaczyna dziś treningi w wieku 15 lat? Żaden. A nawet jeśli, nie ma już szans, by zaistnieć w futbolu. Wiesław Cisek załapał się jednak na poważne granie.

W podstawówce w Albigowej wuefu uczył Wiesław Materna, były resoviak. Suszył głowę swemu uczniowi i ten, już po skończeniu szkoły (1978), zameldował się w klubie przy ulicy Wyspiańskiego.

- Poszedłem z dwoma kolegami. Trener Ludera kręcił nosem, mówił, że już po zapisach, ale kazał nam wydać sprzęt. Mieliśmy rozegrać gierkę z trzema trenującymi chłopakami. Nie daliśmy im szans i wyszło tak, że nas przyjął, a tamtych odprawił

- uśmiecha się Cisek.

Żandarmeria na boisku

W pierwszej ekipie „pasiaków” trafił pod skrzydła trenera Ryszarda Latawca. Grał w ataku, a podpatrywał nie byle kogo, bo samego Jana Domarskiego, który w drugoligowej Resovii kończył karierę.

- Byłem młody, zapatrzony w rutyniarzy, nie mówiąc o takiej sławie, jak pan Jan - zaznacza Cisek.

Gdy został wicekrólem strzelców drugiej ligi, wzięły go na celowniki kluby z ekstraklasy. Marzyła mu się Wisła Kraków, klub milicyjny, czyli taki, w którym mógłby odbyć służbę wojskową. Do Albigowej przyjeżdżał Ludwik Sobolewski, słynny prezes Widzewa Łódź, biorąc ze sobą dla efektu Włodzimierza Smolarka.

W 1984 roku do gry weszła jednak Legia Warszawa, która jeśli w tamtych czasach zagięła parol na piłkarza w wieku poborowym, to zwykle zmuszała go do zaszczytnej służby. Cisek przez pewien czas odkładał na bok wezwania z WKU, ale panowie z WSW wiedzieli, gdzie najłatwiej dopaść opornego zawodnika.

- Uparł się na mnie Jerzy Kopa, trener Legii. Podczas treningu Resovii na boisko wparowało dwóch żołnierzy i podstawili mi pod nos bilet do wojska. Chłopaki wołali: „nie podpisuj”, ale nie było zmiłuj

-wspomina Cisek.

"Fali" nie było

Niby trafił w kamasze, ale pobytu w koszarach czy poligonu nie doświadczył. Skończyło się na przysiędze. Złożonej wprawdzie w mundurze, ale w... klubie, przed pułkownikiem, szefem klubu.

- Dostałem kawalerkę. Mieszkałem przy hotelu Forum, w centrum miasta. Nikt nie kazał mi się meldować w jednostce. Nie było źle - zapewnia.

Debiutował w 1984 roku w wyjazdowym starciu z Motorem Lublin (1:0). Za kolegów z boiska miał m.in. Jacka Kazimierskiego, Stefana Majewskiego, Andrzeja Buncola, medalistów z hiszpańskiego mundialu.

Klub był wojskowy, jednak w szatni, choć młodzi znali swoje miejsce, „fali” nie stosowano. Chłopak z Albigowej znalazł się na piłkarskich salonach, ale sodówka go ominęła. Nie trwonił czasu ani pieniędzy.

Do 30. roku właściwie nie piłem alkoholu. Raz w Resovii, gdy jako młokos zacząłem strzelać gole, po treningu usłyszałem od starszyzny, że dziś do szkoły nie pójdę. Pojechaliśmy gdzieś na mieszkanie. „Sponiewierali” mnie mocno, dwa dni zdychałem. Po wszystkim usłyszałem: „jesteś nasz” i nikt mnie już nie namawiał do złego

wspomina pan Wiesław

W rozliczeniu za Dziekanowskiego

W Legii grał równo rok. Na jego los wpłynął Dariusz Dziekanowski. Widzew w 1983 roku kupił „cudowne dziecko” warszawskiej piłki za rekordowe wtedy 21 milionów złotych, ale „Dziekanowi” nie służyło łódzkie powietrze i w 1985 roku wylądował wreszcie na Łazienkowskiej (tam znajdował się stadion Legii - przyp. aut.).

- Prezes Sobolewski wynegocjował, że w ramach rozliczeń mam przenieść się do Widzewa - wyjaśnia nasz rozmówca. - W Łodzi dostałem trzypokojowe mieszkanie. Wtedy to było coś. Tym bardziej dla świeżego żonkosia - mówi Cisek, który żony nie szukał daleko. - Chodziliśmy w podstawówce do jednej klasy. Lucyna skończyła farmację, znalazła pracę, dobrze się nam żyło w Łodzi.

Lenczyk go przesunął, a Grajewski... odsunął

Widzew nie był wtedy taką potęgą, jak kilka lat wcześniej, gdy w Pucharze Europy ogrywał Liverpool, ale ciągle się liczył. Wychowanek Resovii spotkał w zespole tak uznanych piłkarzy jak: Wójcicki, Surlit, Wraga, Myśliński czy Dziuba.

Grał jako napastnik, ale do czasu. Orest Lenczyk, trener rodem z Sanoka, najpierw przesunął go do pomocy, potem na boczną obronę.

- Byłem szybki, wytrzymały, mogłem cały mecz zasuwać wzdłuż bocznej linii boiska. Odnalazłem się na tej pozycji i wpadłem w oko Wojciechowi Łazarkowi, trenerowi reprezentacji

-mówi były widzewiak.

Z występów w kadrze, oprócz wspomnianego meczu z Rumunią, dobrze zapamiętał potyczkę z Irlandią Północną w Belfaście (1:1, 1988), w której po raz ostatni w kadrze narodowej wystąpił Zbigniew Boniek. - Byłem w drużynie jedyny z Widzewa, więc Zbyszek uciął sobie ze mną pogawędkę i wypytywał, co tam słychać w Łodzi - wspomina Cisek.

Ostatni mecz w biało-czerwonej koszulce zagrał w sierpniu 1988 roku z Bułgarią (3:2). W Widzewie występował do jesieni 1993 roku. Mógł dłużej, ale nie pozwolił na to Andrzej Grajewski, szef klubu.

W meczu z Polonią Warszawa, przy wyniku 1:0, rywal wjechał mi w udo. Z potężnym bólem zszedłem z boiska. Na drugi dzień dowiedziałem, się, że ja i kilku graczy zostaliśmy odsunięci od zespołu, bo prezes uznał, że starszyzna handluje meczami. Powiem jedno: gdybym wiedział, że jakiś mecz jest ustawiony, nigdy nie wyszedłbym do gry

zapewnia Cisek.

Klub skromny, ale marka silna

Los chciał, że piłkarz obrał kurs tam, gdzie szef Widzewa robił interesy.

- Pomógł mi Jerzy Kopa, który zajmował się menedżerką. Zadzwonił, powiedział, że jest fajne miasteczko na północy Niemiec, z dużą ilością Polaków. Tak trafiłem do Oldenburga

- mówi wychowanek Resovii.

Klub był skromny, trzecioligowy, ale marka silna. Cisek zarabiał lepiej niż w polskiej ekstraklasie, a wypłata docierała zawsze na czas.

- Trafiłem tam z Eugeniuszem Ptakiem z Zagłębia Lubin. Drugim trenerem był Krzysiu Zając z GKS-u Katowice. W zespole grali bracia Janiakowie, Darek Szubert z Pogoni. Był czas, że w pierwszym składzie wychodziło pięciu Polaków - wspomina Cisek, który za partnerów miał też Hansa Joerga Butta, później bramkarza Bayernu Monachium, i ponad 40-letniego Mirko Votawę, byłego gracza Atletico Madryt i Werderu Brema.

Gol, awans i pech Urbana

Dwa i pół roku po pojawieniu się Ciska Oldenburg awansował do drugiej Bundesligi. W barażu, w pierwszym, wyjazdowym spotkaniu z TeBe Berlin (1:1), były resoviak strzelił wyrównującego gola. W rewanżu Oldenburg wygrał 2:1, po dogrywce.

Rywal miał bardziej uznanych graczy. Sędziował słynny Markus Merk. Gwizdnął karnego dla rywali. Piłka wpadła do bramki, ale sędzia zarządził powtórkę, był słupek i na koniec kibice świętowali drugi w historii klubu awans do drugiej ligi

opowiada bohater tekstu.

W wyższej klasie potrzebny był ktoś konkretny do pomocy. Oldenburg wykosztował się i sprowadził Jana Urbana. Niestety, ten nie był w stanie wypełnić swej misji.

- W czasie meczu dostał łokciem, doszło do złamania szczęki i Janek wypadł z gry. Spadliśmy z powrotem do trzeciej ligi - mówi Cisek, który w Niemczech spędził blisko 8 lat.

Wszędzie dobrze, ale...

W Niemczech było fajnie, ale nigdy nie myślał, by zakotwiczyć tam na stałe. Już w trakcie gry zbudował dom w Albigowej. Po powrocie do Polski pokopał jeszcze piłkę w Sawie Sonina, a potem poświęcił czas Arce Albigowa, gdzie w pewnym momencie pełnił rolę piłkarza, trenera i prezesa. 2 stycznia br. Wiesławowi Ciskowi stuknęło 60 wiosen. Po kontuzji pachwiny, której nabawił się na nartach, nie bardzo może już pograć w piłkę. Pozostaje rola kibica.

- Oglądam każdy mecz reprezentacji. Druga ulubiona dyscyplina to skoki narciarskie. Co poza tym? Wreszcie doczekałem się wnuków. Są wielką radością dla dziadka

- uśmiecha się pan Wiesław.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Wiesław Cisek. Chłopak z Albigowej, wychowanek Resovii, grał z Domarskim i Bońkiem - Nowiny

Wróć na lancut.naszemiasto.pl Nasze Miasto