Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Połonina moją żoną. Rozmowa z ratownikiem Wojciechem Rybakiem

Gabriela Blajer
Archiwum Wojciecha Rybaka
O miłości do gór i pracy ratownika w bieszczadzkim Górskim Ochotniczym Pogotowiu Ratunkowym opowiada Wojciech Rybak, nauczyciel przysposobienia obronnego w I LO w Łańcucie.

Polak, który spłynął canoe rzeką Nahanni w Kanadzie oraz Orchon w Mongolii, pasjonat podróży i eksploracji, fanatyk gór, miłośnik powietrza, karateka, płetwonurek i... belfer o niezwykłym poczuciu humoru. Prawie jak każdy jeden, a jednak inny. Zakochany w Biesach tak, że można śmiało stwierdzić, iż Połonina Wetlińska to jego żona...

Z Wojciechem Rybakiem, zawodowym ratownikiem górskim i nauczycielem przysposobienia obronnego w I Liceum Ogólnokształcącym in. Henryka Sienkiewicza rozmawiała Gabriela Blajer.

Kiedy i jak zaczęła się Pana przygoda z GOPR-em?

Myślę, że warto na wstępie powrócić wspomnieniami do mojego pierwszego kontaktu z górami. Było to w IV kl. szkoły podstawowej, kiedy to wychowawczyni zabrała nas na wycieczkę w Bieszczady. Zakochałem się w nich od pierwszego wejrzenia i bez pamięci. Fascynacja tymi górami spowodowała, że zacząłem odwiedzać je coraz częściej, penetrując wzdłuż i wszerz. Podczas studiów zapisałem się na kurs przewodników beskidzkich, który ukończyłem z „blachą” nr 1. Kierując się zainteresowaniami oraz nieodpartą potrzebą jeszcze ściślejszego związania się z górami pomyślałem, że skoro już tam jestem, to może mógłbym przy okazji pomagać innym.

Idąc za głosem serca, w roku 1993 r. złożyłem stosowne dokumenty w siedzibie Bieszczadzkiego GOPR-u w Sanoku. Dokumenty zostały pozytywnie rozpatrzone przez Zarząd Grupy, dzięki czemu zostałem przyjęty na 2-letni staż kandydacki. Oczywiście dużym plusem były nabyte wcześniej umiejętności, od roku posiadałem uprawnienia przewodnika beskidzkiego, potrafiłem bardzo dobrze jeździć na nartach, wspinałem się oraz byłem w trakcie studiów na kierunku wychowanie fizyczne ze specjalnością organizacja i zarządzanie w turystyce. W trakcie stażu kandydackiego ukończyłem kurs pierwszego stopnia ratownictwa górskiego oraz odbyłem wymaganą liczbę godzin na dyżurach (minimum 120 godz. w roku). Ostatecznie, w 1995 roku złożyłem na ręce naczelnika uroczyste przyrzeczenie i zostałem ratownikiem ochotnikiem. Do dnia dzisiejszego mam na swoim koncie ponad 12 tysięcy wypracowanych godzin społecznych, jak również tytuł starszego ratownika górskiego, uzyskany dzięki ukończeniu szeregu szkoleń.

Co to były za szkolenia?

Szkolenia te polegały na tym, że z każda z siedmiu grup regionalnych GOPR delegowała wyróżniających się ratowników w liczbie kilku osób na serię kursów specjalistycznych, które w pewnych odstępach czasu odbywały się w Karkonoszach, na Podhalu, w Bieszczadach lub też w innych rejonach górskich. Wspólnie z kolegami przechodziliśmy kolejne etapy szkoleń w zakresie ratownictwa ścianowego (letniego i zimowego), jaskiniowego, ewakuacji z kolejek gondolowych, wyciągów krzesełkowych i drzew. Ponadto szkoliliśmy się w ratownictwie lawinowym, z powietrza oraz w przeprawach wodnych. Po ukończeniu wymienionych szkoleń a także odbyciu kursu zaawansowanej pomocy przedmedycznej w Centrum Szkoleń Medycznych GOPR w Międzygórzu, zostaliśmy skierowani na seminarium podsumowujące nabyte umiejętności. Po zdaniu egzaminu teoretycznego i praktycznego otrzymaliśmy przepustki do uzyskania stopnia starszego ratownika górskiego.

Czy ratownikiem może zostać każdy?

Osoby, które pragną poświęcić się ratowaniu ludzi w górach, powinny posiadać świadomość wymagań, które kwalifikują do służby górskiej. Optymalnie, jeśli będzie to kandydat zamieszkały w województwie podkarpackim, w wieku: 18 - 35 lat, o nienagannym stanie zdrowia, posiadający znajomość topografii Bieszczadów i Beskidu Niskiego (części wschodniej), dobrze jeżdżący na nartach. Zawód czy też wykształcenie nie ma tu specjalnego znaczenia. Ratownikiem może zostać w zasadzie każdy: leśnik, nauczyciel, ksiądz, kierowca, piekarz czy operator wózka widłowego. W praktyce często jednak zdarza się, że kandydaci do GOPR posiadają już zawód związany z ratowaniem, taki jak lekarz, ratownik medyczny, strażak, policjant. Do GOPR-u przyjmowane są także kobiety. Nie pełnią one jednak w takiej samej funkcji jak mężczyźni ze względu na to, że często akcje ratunkowe wymagają dużego wysiłku fizycznego i znacznej wytrzymałości. Dlatego najczęściej zajmują się udzielaniem pomocy przedmedycznej, prowadzeniem dokumentacji, zabezpieczeniem łączności czy przygotowaniem posiłków.

Jak wygląda dzień ratownika?

Ratownik zawodowy pełni służbę przez dwa tygodnie w miesiącu, natomiast ochotnik wtedy, gdy dysponuje wolnym czasem. W godzinach porannych, przed godz. 7 należy sprawdzić, czy sprzęt jest sprawny i gotowy do wyjazdu, pół godziny później przekazuje się droga radiową komunikat pogodowy oraz o warunkach turystycznych do Stacji Centralnej Grupy Bieszczadzkiej w Sanoku. Ta czynność jest powtarzana o godzinie 14:30. Oczywiście wszystkie te informacje, jak i cały przebieg służby są jednocześnie spisywane w książce dyżurów. W czasie pracy ratownicy są w pełnej czujności i gotowości na ewentualne interwencje, akcje ratunkowe w terenie, bądź wyprawy, w których bierze udział więcej stacji. W ciągu dnia jest również czas na udzielanie informacji turystom, a także utrzymywanie dyżurki i terenu przyległego w czystości. Dyżur trwa 12 godzin, aczkolwiek ratownik jest dyspozycyjny 24 godziny na dobę, niezależnie od pogody czy miejsca, w którym się znajduje.

Cały artykuł dostępny jest na www.wiadomosci24.pl

od 7 lat
Wideo

Pensja minimalna 2024

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Połonina moją żoną. Rozmowa z ratownikiem Wojciechem Rybakiem - Łańcut Nasze Miasto

Wróć na lancut.naszemiasto.pl Nasze Miasto